|
BIZNESПеревод на польский: Piotr Ogorzalek Mieszkaniec jakiegos mniej blogoslawionego kraju moze przezyc swe cale nudne zycie jako rachmistrz w szklanej budce, zujac wieczorami swa syta i obfita botwinke, po czym cicho i grzecznie umrzec, sadzac, ze przezyl jakies tam zycie. Nasza Ojczyzna jest kompletnie inna! Krok jej zawily jest i nieprzewidywalny. I kazdy jej mieszkaniec, za wyjatkiem co najwyzej kompletnie bezmyslnego noworodka, moze pochwalic sie najdziwniejszymi zajeciami, w ktore byl wciagniety w trakcie licznych wydarzen historycznych. Czcigodny profesor opowie, jak jezdzil jako mrowka do Turcji po kozuchy, zasluzony artysta - o koncertach w lazni, podczas gdy inny szanowany czlowiek jedynie sie zaczerwieni i o niczym nie opowie. Takze ja w czasach zbawiennych reform ekonomicznych na poczatku lat dziewiecdziesiatych zeszlego wieku zmuszony bylem zajac sie Biznesem: w szkole, w ktorej pracowalem jako nauczyciel, wyplaty, choc regularne, byly smiechu warte, a przeciez rodzina, dzieci: Krotko mowiac, jak u wszystkich. W owym czasie biznesem zajmowali sie wszyscy. To znaczy absolutnie wszyscy: jedni kupowali cos nieprzydatnego, a inni im to sprzedawali. Malo komu przynosilo to bogactwo, a tym bardziej szczescie: Znacznie wiecej tych na tarczy, czarny kruk nad glowa i fruwa trumna z nieboszczykiem. Zas ja mialem wtedy wielkiego farta: zaczalem od drobnicy, to znaczy postanowilem spekulowac papierosami. Pozyczylem troche pieniedzy, namowilem kolege ze szkoly i polecielismy samolotem do Moskwy - bilet lotniczy kosztowal w tamtym przedziwnym swiecie dokladnie tyle ile karton papierosow. O jakze pieknym bylo miasto Moskwa na poczatku lat dziewiecdziesiatych! Kto w nim bywal, nigdy tego nie zapomni. Cala obwodnica Pierscien sadowy byla wowczas wielkim nieustajacym targowiskiem i nawet na Placu Czerwonym staly babinki z rajstopami. O, blogoslawione miasto, bez porownania z dzisiejszym ponurym, niedorobionym Las Vegas, zamieszkalym przez nienaturalnie radosnych pederastow plci obojga i oglupialych z bezsensownosci istnienia menadzerow. Papierosy, nadajace sie do spekulacji w rodzinnych stronach, dosc szybko odkrylismy w jakims sklepie spozywczym na Nowym Arbacie. Jednak kasjerka odmowila sprzedania nam piecdziesieciu kartonow i skierowala do pomieszczenia sluzbowego, do szefa. Jednakze w pomieszczeniu sluzbowym nie przyjal nas bynajmniej kierownik, a nieznany nam wtedy jeszcze typ ludzkiej istoty: w kamuflazu i z identyfikatorem na przedniej kieszeni. Po wysluchaniu, jaki mamy problem, mezczyzna w kamuflazu machnal reka, ze niby chodzcie za mna i poprowadzil nas w glab katakumb. Wielokrotnie skrecalismy w lewo i w prawo, po czym znalezlismy sie w zimnym i pustym pomieszczeniu o betonowych scianach. Kierownika nigdzie nie bylo. 'A teraz slucham' - rzekl czlowiek w kamuflazu. Bez wzgledu na moja owczesna naiwnosc w interesach, zrozumialem, ze pieniedzy juz nie mam. Na mojego towarzysza nie moglem pokladac zadnych nadziei: byl on czlowiekiem przecudnym, niezwykle jednak cichym (piastuje teraz zdaje sie jakies niewysokie stanowisko w administracji prezydenta Nazarbajewa). Zrobilo mi sie tez strasznie zal mojej mlodej wdowy i corki-sieroty. Raz jeszcze wyjasnilem cel naszej wizyty, zastanawiajac sie rozpaczliwie, jak mimo wszystko odniesc zwyciestwo, to znaczy zwiac. A zwiac nie dalo sie w zaden sposob. Wowczas do pomieszczenia wszedl dwunastoletni chlopiec. Z uwaga wysluchal mego opowiadania, po czym podszedl do mezczyzny w kamuflazu i rzekl surowym tonem: 'Nikolaju! No ilez mozna? Przeciez juz cie uprzedzano!' Mezczyzna w kamuflazu od razu zmalal, spuscil glowe i pociagnal nosem: 'A co ja? Co? Oni sami przyszli!' I wyszedl zasepiony. 'Tak - powiedzial do nas chlopiec. - A teraz SZYBKO sie zmyjecie. Zebym was nie widzial!'. Coz, nie zaczelismy protestowac i oddalilismy sie nawet szybciej, niz od nas wymagano. Dalej bylo juz nieciekawie: Gdzies jednak kupilismy te parszywe papierosy i dowiezlismy je nawet w rodzinne strony, jednak ostatecznie sami jej wypalilismy: strasznie glupio jest sprzedawac papierosy, a potem kupowac je trzykrotnie drozej. Nie o to jednak chodzilo, najwazniejsze bylo to, ze podczas owego jedynego razu na zawsze pojalem: nie jestem stworzony do rozladowywania wagonow pomaranczy, odstrzeliwania sie od zlych ludzi z kalasznikowa i smigania w czarnej beemce. Moim przeznaczeniem jest pelzanie przez sto lat miedzy kamieniami od wyplaty do wyplaty i od honorarium do honorarium. I jak dobrze sie stalo, ze to zrozumialem!
Bo mialem jednego znajomego. Po dokonaniu kilku udanych spekulacji uznal, ze wszystko mu teraz wolno, pozyczyl od kogos ogromna fure pieniedzy i zamowil na Bialorusi piec wagonow mebli, ktore wrozyly bajonskie zyski. Gdy po kilku miesiacach ostatecznie sie przekonal, ze owych wagonow nawet nie ukradziono po drodze, lecz po prostu nigdy w ogole nie istnialy, doszedl do rozsadnego wniosku, ze lepiej nie czekac, az do niego przyjda i zrobic to samemu. Zalatwil jakies tabletki, zjadl wszystkie, po czym zadzwonil do ukochanej dziewczyny, krewnych i przyjaciol i z wszystkimi sie pozegnal. Jednak nie umarl: tabletki, podobnie jak wszystkie towary w tamtych czasach, okazaly sie podrobka. Wowczas zalatwil inne tabletki, prawdziwe, znow je zjadl i znow wszystkich obdzwonil. I znowu nie umarl. Ostatecznie tak wszystkich zameczyl swymi telefonami, ze nikt juz nie podnosil sluchawki. Dlatego tez, gdy z powodzeniem powiesil sie na rurze w lazience, wszyscy przyjaciele i krewni westchneli z ulga: mimo wszystko okazal sie porzadnym czlowiekiem. I nawet ci, ktorzy pozyczyli mu pieniadze, postanowili nie zabijac nikogo z jego przyjaciol czy bliskich, gdyz doskonale zdawali sobie sprawe, ze juz od dawna nie mial on zadnych pieniedzy. A najprawdopodobniej to oni sami sprzedali mu te meble.
A wy mowicie - biznes.
Оригинал на русском яз. | Переводы
|
Последнее изменение:
2.01.2010
|